Mój sposób na peeling kawowy

Peeling kawowy chyba każda z nas zna i myślę, że większość bardzo lubi. Jeszcze nie znalazłam drogeryjnego peelingu tak dobrego jak ten kawowy, który przygotowuje sama w domu i sama mogę dostosować jak mocno ścierający kosmetyk chce uzyskać :). Ja podam swój sposób na intensywnie nawilżający peeling, który możemy sobie przygotować w domu za minimalną cenę.

1. Należy przygotować sobie naczynie w którym będziemy peeling przygotowywać i coś czym będziemy mieszać składniki. Ja zawsze peeling robię w słoiczku w którym kiedyś kupiłam peeling, a mieszam zawartość zwyczajną stołową łyżką, którą dobrze jest także odmierzać ilość składników.



2. Używam jednej dużej czubatej łyżki kawy lub dwóch płaskich. Można użyć świeżej kawy lub wykorzystać tę już zaparzoną wcześniej. 



3. Następnie dosypujemy ok. pół łyżki cukru. Można oczywiście tą ilość zmienić w zależności od tego jak mocny peeling chcemy uzyskać. Jeżeli damy jednak zbyt dużo cukru peeling na skórze może zacząć się kleić.



4. Ja od siebie dosypuje jeszcze cynamon. Sypie ok. 1 małą łyżeczkę. 



5. Następnie dodaję kilka kropel oliwki. Zazwyczaj używam zwykłej płynnej oliwki najczęściej Hipp, ale tym razem użyje oliwki w żelu Johnson&Johnson, bo w peelingu spisuje się całkiem ok, niestety w pojedynkę zupełnie mi nie odpowiada.



6. Potem dodaję żel pod prysznic - tyle, aby uzyskać pożądaną konsystencję. Używam żelu Original Source, sam żel mnie nie zachwycał, ale ma całkiem przyjemny zapach, przypominający serki danone. :)



7. Wszystkie składniki mieszamy i uzyskujemy niezbyt ładnie wyglądającą papkę, ale za to ładnie pachnącą, a do tego sprawia, że nasza skóra jest bardzo delikatna i przyjemna w dotyku. 








Moja walka z trądzikiem

Dla wielu kobiet podstawą piękna jest idealnie gładka, nawilżona cera. Uwielbiam efekt porcelanowej skóry chociaż sama bardzo rzadko udaje mi się go uzyskać. Niestety, ale idealną cerą nie mogę się pochwalić. Chociaż przyznam szczerze, że systematyczność i upór w dążeniu do celu już przyniosły jakieś skutki. Przedstawię Wam mój sposób na walkę z niedoskonałościami cery. Dodam, że wszelkie preparaty, które pokazuje w tym poście zostały dobrane przez panią dermatolog po tym jak przyjrzała się mojemu problemowi. Z góry ostrzegam, że będzie to dość długi post, ponieważ zaskórniki, niedoskonałości to temat rzeka...
Na początku przedstawię mój problem: moja cera, skóra (bo problem pojawiał się nie tylko na twarzy) jest bardzo problematyczna, a mianowicie posiadałam wiele zaskórników zamkniętych, szczególnie po bokach twarzy - było ich mnóstwo. Zaskórniki zamknięte to takie wągry, tylko nie te czarne kropeczki, których posiadamy często bardzo dużo na nosie (te nazywamy zaskórnikami otwartymi) zamknięte natomiast to te nierówności, grudki na cerze, małe, białe przypominające "kaszkę" jak mówiła moja pani doktor. Drugim problemem są po prostu wypryski, często podskórne, bolące "wulkany" nie posiadające białego czubka, a jedynie wyglądające jak zaczerwieniona nierówność pod skóra i jak wspominałam są bolącym problemem. Bywają też często drobniejsze wypryski przy których pojawia się biały czubek czyli zwyczajny "pryszcz". 
Nie obcy jest Ci któryś z powyższych problemów? Czytaj dalej. Może znajdziesz coś dla siebie. Nie obiecuję, że każdemu pomoże to co mi, ale może warto spróbować? 

Więc zacznijmy od zaskórników zamkniętych. Może nie widać ich przy słabszym świetle, ale w dziennym oświetleniu te nierówności są widoczne. Nie da się ich przykryć podkładem i masą tapety, to bez sensu. Próżne starania. Chodzi o to, że nie są czerwone, duże, więc pod tym względem nie rzucają się w oczy. Zwracają uwagę na siebie tym, że jest ich zazwyczaj po prostu dużo przez co robią nam na twarzy wspomniany wyżej efekt "kaszki". Nie wygląda to fajnie. U mnie problem ten był widoczny bardzo po bokach twarzy, pomiędzy kością policzkową a żuchwą. Jeżeli ktoś z Was też ma problemy w tym miejscu to najprawdopodobniej jest to wina długiego rozmawiania przez telefon - tak, przez telefon... ja sama zauważyłam dużą zmianę kiedy zamiast godzinami trzymać telefon przy twarzy po prostu chodziłam ze słuchawkami. Skóra pod telefonem po prostu się poci wytwarza więcej łoju, a to wszystko "zduszone" pod telefonem na którym roi się od bakterii (przypomnij sobie ile osób miało ten telefon w rękach, albo czy sam(a) zawsze używasz go czystymi rękami). Jeśli nie telefon jest problemem to chyba każdy sam wie najlepiej czym dotyka swojej twarzy i w jaki sposób dopuszcza do niej bakterie. Osobom posiadającym problemy z cerą polecam także o wiele częstsze zmienianie pościeli, w końcu ona też dotyka naszej twarzy. Ale wracając do mojego przypadku: oprócz "kaszki" po bokach twarzy miałam ją także na czole choć już nie tak wiele jak przy policzkach. Co mi pomogło? 

Skinoren żel


Oto mój już prawie wykończony żel. Jest w kolorze białym i jak dla mnie pachnie trochę jakby zsiadłym mlekiem :P może to tylko moje wrażenie. I minusów tego produktu jest wiele, szczerze przyznam, że o wiele więcej niż plusów... ale ma jeden plus przez który wybaczamy mu całą masę wad - DZIAŁA! Otóż żel należy wklepać, podkreślam wklepać - wtedy efekt jest najlepszy - po oczyszczeniu twarzy w miejsca gdzie występuje dany problem. Zacznę od jego wad: po pierwsze troszkę przeszkadzał mi na początku jego zapach, ale kiedy wyschnie na skórze już go nie czuć. Drugim minusem jest to, że po zaaplikowania tego produktu swędzi w tym miejscu - ale jest to do wytrzymania, łapki z dala, nie drapać, bo będzie jeszcze gorzej, warto wytrzymać tę chwilę, później nie czuje się już żadnych skutków ubocznych. Jeżeli nałożymy na sporą część twarzy może ewentualnie ściągnąć nam skórę - na początku traktowałam to jak wadę, ale teraz zauważyłam, że tym kosztem działa jak serum wyrównujące strukturę skóry :) po prostu wygładza te grudki. Kolejnym minusem jest to, że bardzo wysusza, ale to już jest cecha wspólna wszelkich maści, żeli na problemy skórne. Nic strasznego, wystarczy zadbać o dobry krem, odpowiednio nawilżać i będzie ok. Kierujmy się taką zasadą - jest źle z naszą cerą to atakujemy, walczymy, a kiedy już jej stan się poprawia zajmujemy się intensywnym nawilżaniem, regeneracją. Ja stosowałam ten żel rano i wieczorem. Wieczorem wklepałam i nie obchodziło mnie jak prezentuje się na buzi, ale kiedy nakładałam go rano nastawiałam się na to, że będę musiała nałożyć na niego makijaż, więc nakładałam stanowczo cieńszą warstwę i dbałam o odpowiednie wklepanie produktu bo jeśli był źle rozprowadzony to po wyschnięciu robiły się białe smugi na twarzy. Dlatego warto go zaaplikować na dużo wcześniej przed zrobieniem makijażu, aby nie było wtopy. Pomimo tego, że żelowi temu można zarzucić wiele to pamiętajmy, że najważniejszą rolą tego kosmetyku jest usuwać zaskórniki, a z tym radzi sobie doskonale. Mi on odpowiada i jako osoba, która ma tego żelu już kolejną tubkę mogę zagwarantować, że wszelkie swędzenie, suchość skóry, zapach - jest do przeżycia lub wyeliminowania, a warto przez chwile wytrzymać, aby cieszyć się gładszą skórą. Oczywiście nie da to żadnych efektów bez systematyczności. Maść rano i wieczorem po dokładnym oczyszczeniu twarzy, ma to być rytuał jak mycie zębów, bez tego nie da rady nawet najskuteczniejsza maść. Cena to ok 50 zł. 


Drugi problem to te okropne bolące podskórniaki i te mniejsze wypryski. Szczerze powiem, że szukam wciąż sposobu jak zapobiegać. Mogę pomóc jedynie jak je wyeliminować. Zapobieganie jest troszkę trudniejsze niż samo leczenie - moim zdaniem oczywiście. Jeśli chodzi o zapobieganie to nie znam magicznego lekarstwa oprócz diety (ale o tym niżej), dokładnej higieny, dokładnego demakijażu i innych banałów, których każdy musi przestrzegać. A co zrobić jeśli taki "przyjaciel" już się pojawi na naszej cerze? Ja używam czegoś co jest na receptę - niestety...

Davercin


On już wygląda jak typowy żel. Przeźroczysty, gęsty, ale powiedzieć to trzeba - śmierdzi niemiłosiernie. Nakłada go się punktowo na "niespodziankę" (nigdy na większą część twarzy!) i taka odrobina, aby pokryć wyprysk wystarczy, aby swym alkoholowym, baaa czysto spirytusowym zapachem doprowadzić do łzawienia oczu. Jest na receptę, więc nic dziwnego, że jest tak mocny, ale przyznać trzeba w ciągu jednej nocy potrafi z wulkanu zrobić ledwie wypustkę. Coś za coś - zapach odrażający, ale jak działa, wysuszy każdego niechcianego gościa na naszej cerze. Mogę jedynie powiedzieć, że jeśli komuś dermatolog przepisał ten wyżerający żel to ja polecam, choć ostrzegam przed jego zapachem - dosłownie doprowadza do łez. Jego cena to ok. 25 zł. Niewiele, bo maści starcza na długo ze względu na to, że należy ją stosować punktowo. 


Co poza tym?

Ja od siebie, ze swojego doświadczenia mogę dać kilka rad co możemy zrobić oprócz tego, że będziemy atakować od zewnątrz. Wspomnę jeszcze, że oprócz dwóch powyższych żeli pani dermatolog przepisała mi jeszcze "przecierkę" do twarzy. Nie jest to tonik, jest to lek robiony w aptece na zamówienie, w moim wypadku na receptę. Kolejny oparty na alkoholu, ten także śmierdział alkoholem... Przecierałam nim miejsca problematyczne. Podejrzewam, że jego główną rolą było dezynfekowanie tych stref mojej cery i nieumożliwianie bakteriom rozwijania się na mojej buzi. Moja twarz od nadmiaru wysuszających leków była szorstka i niemiła w dotyku, a z drugiej strony sebum wytwarzało się w ogromnych ilościach, więc ciągle moja twarz się błyszczała. Polecam mieć przy sobie bibułki matujące. Są wybawieniem przy kuracji antytrądzikowej. 
Mogę jeszcze dodać od siebie, że wiele zawdzięczam diecie. Chociaż nie ma dokładnych badań o wpływie tego co jemy na naszą skórę, to ja o sobie mogę powiedzieć, że po zjedzeniu czekolady występuje u mnie pogorszenie stanu cery. Kiedy intensywnie praktykowałam moją kurację zupełnie wyeliminowałam słodycze i pikantne potrawy. Jestem dumna z siebie i do tej pory nie wiem jak udało mi się zrezygnować zupełnie z ciastek i napojów słodzonych. Po prostu zabroniłam domownikom kupowania słodkości. Nie ma = nie jem. I to jest fakt i to się sprawdza. Wtedy właśnie oduczyłam się słodzić herbatę, a napoje gazowane typu cola zastąpiłam wodą. Moja cera swoim wyglądem bardzo mi za to dziękowała. Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej o wpływie żywienia na skórę to odsyłam to tego filmiku jeśli ktoś jeszcze go nie widział: kliknij tutaj
Dodać mogę jeszcze tyle, żeby się nie załamywać. Wypryski raz są, raz ich nie ma. Bywają dni złe jak i dobre dla naszej cery a to normalne szczególnie dla kobiet - w końcu mamy okresy w ciągu miesiąca kiedy nasze hormony są bardziej aktywne, one są w znacznym stopniu odpowiedzialne za to co mamy na buzi.

Ja tę mocną, intensywną kurację zakończyłam. Chociaż wciąż używam skinorenu i czasem davercinu, to przede wszystkim skupiam się na nawilżaniu i reperowaniu teraz mojej cery. I w najbliższym czasie udam się do pani doktor po nową kurację, tym razem pewnie lżejszą, dopasowaną do moich obecnych problemów. Może ona poleci mi coś fajnego dla zapobiegania wypryskom. A Wy? Może ktoś z Was ma jakiś sposób? Napiszcie jaki macie problem i jak sobie z nim radzicie :).


Podstawa pielęgnacji moich włosów

Chociaż czasem słońce przebija się jeszcze przez chmury to mnie dopadła już jesienna chandra. Raczej to normalne. Co roku przez jesienne miesiące jestem nie do życia, odżyję dopiero w grudniu, ale my nie o tym. Pora na post o podstawie pielęgnacji moich włosów.
Zacznę od tego, że moje włosy farbuje profesjonalną farbą u fryzjera. Mam ciemno kasztanowy odcień włosów i jasne refleksy. Mam podobny problem jak wiele wiele innych kobiet - szybko przetłuszczają się przy skórze i łatwo wysuszają na końcach. Od początku: 

1. Syoss Color Protect - czyli pierwszym i najważniejszym kosmetykiem do pielęgnacji włosów jest szampon. Ja aktualnie używam tego, a to moje któreś z kolei opakowanie. Szampon do włosów farbowanych o delikatnym zapachu, który jest mało wyczuwalny na włosach (albo po prostu reszta moich kosmetyków ten zapach zdominowała). Szampon jak szampon - ma myć, nie pielęgnować włosy. Jak wiadomo i chyba wszyscy o tym już słyszeli szampon nie musi być drogi, bo jego jedynym zadaniem ma być oczyszczanie skóry naszej głowy. Jest jedna zasada przy myciu włosów (szczególnie przetłuszczających się przy skórze, a suchych na końcach) - myjemy skórę głowy, a końcówki włosów zostawmy w spokoju przecież i tak są już wystarczające wymęczone. Pamiętajmy, że mokre włosy znacznie łatwiej się niszczą, rozdwajają, dlatego nie kładźmy się z mokrymi włosami spać. Szczerze mówiąc już mniej krzywdy im wyrządzimy jeśli potraktujemy je suszarką. Kiedy są zupełnie suche można śmiało iść spać. Ja swoje włosy myję rano. Butla ma pojemność 0,5 l, więc jest spora, a ten szampon często pojawia się na promocji w Rossmannie.



2. Pantene Pro-V lekka odżywka w piance - i o to moje cudowne odkrycie, ze wszystkich kosmetyków, które dzisiaj opisze ten zdecydowanie jest moim ulubionym. Jest to odżywka do włosów cienkich, czyli takich jak moje. Jest to dosyć rzadko spotykana forma odżywki, ponieważ po naciśnięciu pompeczki uzyskujemy piankę. Ja używam 2 czasem 3 pompeczki prawie po każdym myciu (mówię prawię, bo kiedy stosuję maskę nie używam odżywki). Wspomnę jedynie, że włosy myję codziennie, czasem zdarza się raz na dwa dni, a odżywka jest bardzo wydajna, bo mam ją już kilka miesięcy. 



Włosy po niej są tak miękkie i delikatne, przyjemne w dotyku, że niemal cały czas je dotykam, wiem, że to złe, ale po prostu nie umiem się powstrzymać :) Dodam, że absolutnie nie obciąża przy tym moich włosów. Jest to odżywka bez spłukiwania, ale absolutnie nie skleja włosów i nie stają się sztywne.



3. Wella Pro Series Moisture - czyli coś co było już w haul'u. Piszę o niej bo po prostu aktualnie jej używam. Nieszczęsny skład (o którym pisałam w tamtym poście) zdaje się mimo wszystko nie wysuszać włosów. Maskę staram się stosować przynajmniej 2 razy w tygodniu (przyznam, że czasem rano po prostu nie mam czasu i zdarza mi się używać raz w tygodniu). Nie dam jeszcze konkretnej jej recenzji, bo nie testowałam wystarczająco długo. Mogę powiedzieć, że moje włosy fajnie na nią zareagowały. Zdają się być dobrze nawilżone i gładkie. Są sypkie i nie obciążone. Producent podaje, że wystarczy minuta, ja trzymam ją dłużej. Myję włosy, nakładam maskę i zakładam czepek na głowę po czym idę pod prysznic, a para unosząca się w tym czasie otwiera łuski włosów dzięki czemu maska może porządnie wniknąć w ich strukturę. Oczywiście na końcu porządnie spłukuje. Kiedy miałam ją na głowie zapach mnie drażnił był zbyt chemiczny, ale po spłukaniu okazał się całkiem przyjemny.



4. Biosilk Silk therapy - kolejny kontrowersyjny kosmetyk, napakowany silikonami jak tylko się da, ale przyznam - lubię go. Nie na co dzień oczywiście, ale to moje takie "s.o.s" kiedy mam jakieś wyjście i chce żeby moje włosy były perfekcyjnie gładkie, albo kiedy mają zły dzień. Nie jestem zwolenniczką kosmetyków o takim składzie, ale czasem trzeba użyć ekstremalnych środków. Jest to zakup dosyć drogi jeśli spojrzymy na te opakowania o większej pojemności, ale kupując tą maleńką buteleczkę to kwestia kilku złotych, a kosmetyku tego bierzemy dosłownie kropelkę, więc starcza na baaardzo długo. Nie więcej, bo łatwo przesadzić i możemy mieć efekt tłustych włosów. Ja nakładam bardzo niewielką ilość na mokre włosy i nie spłukuję. Bardzo ułatwia to rozczesywanie.



5. Schwarzkopf taft - spray do włosów chroniący przed temperaturą do 220. Stosuję go jeszcze na mokre włosy, drażni mnie zapach. Jeśli zdarzy się, że przy pryskaniu na włosy kropelki produktu spadną na podłogę to robi widoczne i lepkie ślady, ale ochrona włosów przede wszystkim - tym bardziej jeśli ktoś tak jak ja codziennie używa suszarki. Czasem jeśli w trakcie dnia chce włosy wyprostować to zdarza mi się pryskać także suche włosy, w końcu nigdzie nie napisali, że nie wolno, a skoro moim włosom to nie przeszkadza, nie zlepiają się i nie przetłuszczają przez to, to ja jestem zadowolona. 



6. Avon advance technique - serum na suche i zniszczone końcówki. Nie spodziewajmy się cudów - nie istnieje kosmetyk który scali rozdwojone końcówki. Serum ma jedynie pomóc nam wygładzić suche i napuszone włosy przez co lepiej wyglądają. Serum stosuję na suche włosy ok. 1 pompeczki i rozprowadzam od połowy długości włosów do końcówek. Zazwyczaj robię to po prostowaniu włosów, aby dodatkowo je wygładzić, lub kiedy moje końce się napuszą. Serum cudownie pachnie jabłkami i zapach utrzymuje się na włosach. 



7. Philips SalonDry Control - czyli teraz trochę techniki. Suszarka do włosów jest moim zdaniem bardzo ważną i jedną z pierwszorzędnych rzeczy o które trzeba zadbać, aby mieć idealne włosy. Wszelkie palące gorącym, suchym powietrzem suszarki suszą szybko i skutecznie, ale kosztem strasznego niszczenia przy tym naszych włosów. Mój sprzęt jest marki Philips, podobno jednej z lepszych teraz firm, które produkują suszarki. Aktualnie posiadam drugą taką Philipsa i jestem bardzo zadowolona. Poprzednio miałam tylko troszkę inną wersję, teraz mam ceramiczną dzięki czemu temperatura powietrza jest stała czyli nie spalimy naszych włosów. Podobno takie suszarki są również antybakteryjne. Używam szczotki do modelowania włosów o dużej średnicy, świetnie dodaje objętości włosom. Dzięki "dziurom" w szczotce powietrze z suszarki ogrzewa równomiernie włosy nakręcone z każdej strony.


Jak widać suszarka jest całkiem spora. A opcje które posiada to: 
  • 2 poziomy siły nadmuchu powietrza,
  • 2 poziomy ciepła powietrza (ciepłe, gorące),
  • przycisk zimnego powietrza,
  • przycisk jonizowania powietrza (zapobiega elektryzowaniu się włosów).


Eveline 8w1 - to w końcu kit czy hit?

Od kilku dni nie dodałam żadnego nowego posta, ale spokojnie - postaram się to nadrobić. Ostatni czas był dla mnie bardzo intensywny. Pozwólcie, że nadmiar obowiązków, i zmęczenie mnie usprawiedliwi. Za oknem jest już ciemno, ale dzisiaj postarałam się o zdjęcia wcześniej przy dobrym oświetleniu, bo zależało mi żeby ten post w końcu się pojawił.
Do rzeczy - pod lupę bierzemy odżywkę do paznokci Eveline 8w1.



Zacznijmy od tego, że jest to produkt wywołujący wiele kontrowersji i sprzecznych opinii. Ale jak to możliwe, że jeden produkt potrafi wzmocnić, naprawić, sprawić żeby paznokcie szybko rosły, albo je zniszczyć, sprawić, że będą bolały, odrastały od łożyska.... tak wiem to brzmi strasznie... Ale tak też może być.  Wystarczy, że w google grafika wpiszecie eveline 8w1 a pojawi się mnóstwo zdjęć. Na jednych paznokcie będą długie, zadbane, schludne, na innych przeciwnie - jakby ktoś przytrzasnął komuś palce drzwiami. 

Spójrzmy na skład odżywki: Butyl Acetate, Ethyl Acetate, Nirtocellulose, Phthalic Anhydride / Trimellitic Anhydride / Glycols Copolymer, Acetyl Tributyl Citrate, Isopropyl Alcohol, Aqua, Fomaldehyde (2%), Acetyl Triethyl Citrate, Stearalkonium Hectorite, Adipic Acid / Fumaric Acid / Phthalic Acid/ Tricyclodecane Dimethanol Copolymer, CI77891, N-Butyl Alcohol, Citric Acid, Diamond Powder.

Powyżej wyraźnie zaznaczyłam jeden składnik - fomaldehyd. Mamy i winowajcę całego zamieszania. Uwaga ostrzeżenie. Może wywołać on chorobę - onycholizę. Polega ona mniej więcej na tym, że pod płytką paznokcia zbiera się powietrze. jest to bardzo bolesne, nieprzyjemne, a wygląda przerażająco. Oczywiście każdy inaczej może zareagować na ten składnik. Czasem paznokcie mogą odchylać się do tyłu, innym razem płytka paznokcia może zmieniać kolor, a niektórzy po prostu będą posiadali piękne, długie, zdrowe paznokcie, to dlatego, że ta choroba jest skutkiem alergii. Niektórzy są uczuleni na ten składnik inni nie są. Niestety wiele osób po prostu nie wie, że jest wrażliwa na ten składnik. Nic w tym dziwnego. Dlatego warto na początku stosowania odżywki uważnie obserwować paznokcie. Jeżeli zauważymy coś niepokojącego warto od razu odstawić ten produkt. 

A teraz moja własna opinia na temat tej odżywki. Jak podziałała ona na mnie? 


Zacznijmy od opakowania. Kupiłam ten produkt w rossmannie w kartonowym pudełeczku z "okienkiem" przez które widać przednią stronę buteleczki (widoczną na zdjęciu powyżej). Sama buteleczka zaś jest szklana. 
Producent obiecuje nam, że paznokcie będą szybko rosły, nie będą się łamały i rozdwajały, będą lśniące i nie będą się odbarwiać i wiele wiele innych. Ale czy tyle obietnic można spełnić jednym produktem? Jest wiele opinii o produktach typu 3w1, 5w1, 8w1... Bo mówi się jeżeli coś jest do wszystkiego to jest do niczego, ale słyszałam również, że im więcej producent naobiecywał tym większa jest szansa, że któraś z obietnic się spełni. Zdaje mi się, że ta odżywka potwierdza tę drugą tezę. 


Moje paznokcie się nie łamały, ale ciągle rozdwajały i wiecznie musiałam je obcinać. Odkąd posiadam tę odżywkę - a posiadam już kolejne opakowanie - nie mam tego problemu. Moje szponki rosły jak szalone, cieszyłam się, bo nigdy nie miałam tak długich paznokci. Paznokcie po niej są naprawdę twarde! Ciężko jest je zgiąć. Z odbarwianiem płytki też nie miałam problemu bo używam top coatu pod lakier, ale jeśli ktoś ma ten problem to warto nałożyć tę odżywkę rano, a na koniec dnia ją zmyć. Jest duża szansa, że zabarwienie zejdzie wraz z odżywką. 



Podsumowując: 
Zalety:
+ utwardza paznokcie - zapobiega ich łamaniu i rozdwajaniu
+ powoduje szybszy ich wzrost
+ wybiela płytkę
+ cena ok. 10zł
+ dostępność - w każdym Rossmannie 
Wady:
- skład może uczulać

Test podkładów i korektorów

Zapraszam Was na test pięciu podkładów i dwóch korektorów. O niektórych z nich mogę powiedzieć już coś więcej, więc wyrażę swoją opinię na ich temat. Podkłady mam w najróżniejszych kolorach ze względu na to, że nigdy nie ma dla mnie odpowiedniego koloru, więc kupuje różne odcienie i po prostu je mieszam do uzyskania odpowiedniego odcienia :)


  • Rimmel Match Perfection
    Mam kolor 010 Light Porcelain - jest to baaardzo jasny odcień - zbyt jasny dla mnie, więc mieszam z podkładami w ciemniejszym kolorze. Produkt zawiera SPF 18.
    Opakowanie - szklana, schludna buteleczka o pojemności 30 ml. Posiada fajną pompkę, dzięki czemu bardzo łatwo jest kontrolować ilość wyciskanego produktu, ma to też wadę - na ściankach opakowania jest jeszcze sporo produktu, ale nie da się tego wydobyć ze środka za pomocą pompki. Niestety (nie wiem czy to tylko mi się to zdarzyło) buteleczka się odkręciła i cała pompeczka jak i korek od środka był umazany w podkładzie (miało to miejsce około 2-3 razy, z czego raz w kosmetyczce podróżnej).
    Wydajność - używałam 1 pompki dziennie, czasem, gdy moja cera miała gorszy dzień to troszkę więcej, a podkład starczył mi na jakieś 3 czy 4 miesiące - uważam, że to bardzo dobry wynik :)
    Krycie - Nie jest to ciężki i matowy podkład, lekki, raczej należy do tych rzadszych, dobrze przykrywa przebarwienia, ale z większymi zmianami sobie nie radzi i należy użyć korektora. Z pewnością nie zgodzę się z obietnicą producenta, że wytrzymuje na twarzy cały dzień. Już po około 5 godzinach widoczne są "obiekty" które chcielibyśmy ukrywać jak najdłużej ;) 

Kolor jaśniejszy (u góry) to kolor, który widzimy od razu po zaaplikowaniu, po około dwóch minutach kolor utlenia się w delikatnie różowy kolor. 


Moja ocena to 6.5 na 10. Może gdybym posiadała inny kolor ocena byłaby lepsza.



  • L'oreal Paris Visible Lift
    Podkład o kolorze 300 Golden Honey - stanowczo zbyt ciemny dla mnie. Dlatego używałam go latem do opalonej cery mieszając z jaśniejszym podkładem.
    Opakowanie - Szklana buteleczka, 30 ml. Podobnie jak poprzedni posiada pompkę. Do opakowania nie mam żadnych zastrzeżeń.
    Wydajność - używam go jedynie na wieczorne/nocne wyjścia, ale zużycie jest prawie niezauważalne.
    Krycie - podkład dobrze kryje, mimo tego nie jest ciężki, nie jest gęsty, pozostawia skórę delikatną. Posiada serum przeciwzmarszczkowe i niby ma liftingować. Nie ocenię tego, ponieważ u mnie jeszcze nie ma czego wygładzać, ale używam tego podkładu, ponieważ zadowala mnie jego krycie.


Na górze kolor zaraz po nałożeniu, a na dole 2 minuty po aplikacji. Powiem jedynie, że normalnym jest, że podkład się utlenia i zmienia kolor o ile nie robi tego w niekorzystny dla nas kolor. Wniosek: należy pobawić się z testerami zanim kupimy jakikolwiek podkład. 


Moja ocena to 8 na 10.


  • Maybelline New York Affinitone Mineral
    Podkład stosuję od dość niedawna, ale napiszę to co już zdążyłam zaobserwować. Kolor 020 nude.
    Opakowanie - kolejna szklana buteleczka z pompką o pojemności 30 ml - po prostu takie lubię :)
    Wydajności na razie nie mogę ocenić.
    Krycie - fajny kolorek, nadaje ładny odcień naszej cerze, wygląda ona zdrowo.Podkład zakrywa przebarwienia i blizny, w miarę ok radzi sobie z większymi problemami, ale mimo wszystko używam do niego korektora. Szkoda tylko, że nie wytrzymuje zbyt długo na buzi i z czasem odkrywa niedoskonałości.

Jak zawsze- świeży na górze, a na dole po około 2 minutach. Nie jest tak źle w porównaniu z innymi :)


Moja ocena - 7,5 na 10

  • Rimmel London BB Cream
    Co prawda to nie podkład, a krem BB, ale można powiedzieć, że pochodzi z "rodziny podkładowatych". Znacie go już z poprzedniego postu.
    Opakowanie - zwykła tubka o pojemności 30ml. Całkiem wygodne i schludne.
    Wydajność - poprzednio miałam jedynie testery i były to maleńkie tubki, ale przyznać trzeba, że starczały na długo.
    Krycie - wyrównuje koloryt, baaardzo delikatnie nawilża. Nie nadaje się do przykrywania wyprysków. Polecam raczej dla osób nie mających cery problematycznej, bo jest fajny, lekki i delikatnie wyrównuje koloryt. Ja używam go w dni kiedy moja cera nie wymaga mocnego krycia. Warto go przypudrować.

Jak widać kolor niewiele się zmienił czyli plus dla BB Rimmel'a.


Może nie trzyma się długo i nie przykrywa "większych problemów" ale jest lekki i dopasowuje się do koloru cery. Lubię go. Moja ocena 7 na 10


  • Max Factor Lasting Performance
    Mam kolorek 109 Natural Bronze. Zbyt ciemny, więc go mieszam. Jest to podkład o przedłużonym działaniu.
    Opakowanie - płaska tubka z długim cienkim dozownikiem o pojemności 35 ml.
    Wydajność - starcza na bardzo długo, być może jest to zasługa dozownika.
    Krycie - dobre krycie i faktycznie długo utrzymuje się na buzi. Po przypudrowaniu nie musimy się martwić spływającym podkładem - zostaje na swoim miejscu przez długi czas. Pomimo super trwałości jest dość lekki. Przy rozsmarowywaniu na twarzy ma się wrażenie, że jest to mus, ale zdaje mi się, że to jest ogólna cecha podkładów Max Factor'a. Czy tylko ja mam takie odczucia? 

Gdyby kolor pozostawał taki sam po jakimś czasie jaki jest od razu po zaaplikowaniu byłby to podkład idealny.


Moja ocena: 8,5 na 10

  • Synergen Pickelabdeckstift
    Czas na korektory. Kolor - 01 vanilla. Rossmannowski korektor w sztyfcie.
    Wydajność - mam go już długo i myślę, że długo jeszcze u mnie zostanie, korektory w sztyfcie są po prostu zawsze wydajne :)
    Krycie - efekt fajny, a korektor nie podkreśla suchych skórek. Aplikuję go najpierw na dłoń a następnie z dłoni biorę opuszką palca i wklepuję w odpowiednie miejsce. Niestety nie trzyma się, aż tak długo jakbym sobie tego życzyła. Zawsze trzeba mieć go w torebce.

Idealnie!! Rożnica w kolorze jest praktycznie żadna, na buzi nie widać jej wcale :)


Moja ocena 7 na 10.

  • L'oreal Paris touche Magique
    Małe cudeńko, uwielbiam tym korektorem rozświetlać okolice oczu i nosa. Daje super efekt. Szkoda tylko że za tak dużą cenę (w granicach 40 - 50 zł - jak dla mnie za korektor to całkiem sporo) mimo to myślę, że kupię go ponownie lub będę szukać tańszego odpowiednika.
    Opakowanie - jest to pisak z włosiem na końcu. Po przekręceniu "zakrętki" z drugiej strony na pędzelek wypływa produkt, który aplikujemy w odpowiednie miejsce, a następnie wklepujemy paluszkiem.
    Wydajność - myślę, że jest ok. Z każdym kolejnym użyciem obawiam się momentu kiedy produkt nie będzie wypływał, ale na razie końca nie widać, Jestem zadowolona :)
    Krycie - jak pisałam powyżej jestem zachwycona tym cudeńkiem! :) Nie mam problemu z cieniami pod oczami, po prostu uwielbiam to rozświetlenie, które uzyskuję dzięki temu korektorowi. Ponadto uważam że jest trwały.

Po lewej świeżo nałożony korektor, a po prawej po kilku minutach od nałożenia. Na początku efekt jest taki, że korektor wydaję się być zbyt jasny i zbyt mocno rozświetlający, ale po jakimś czasie (jak widać na zdjęciu poniżej) kolor dopasowuje się do skóry, ale efekt rozświetlenia wciąż jest widoczny. Musicie uwierzyć, że przy oczach wygląda to super.


Moja ocena: 9 na 10 



*Dodam jedynie, że efekt od razu po nałożeniu i kilka minut po nałożeniu może różnić się od tego, który uzyskałam na dłoni. Dzieje się tak dlatego, że na dłoni użyłam grubszej warstwy produktu, aby uzyskać bardziej widoczny efekt.
** Efekt może być różny także w zależności od koloru danego podkładu lub korektora.




Haul kosmetyczny

Coś co kobiety lubią najbardziej-czyli zakupy! :) Po dzisiejszych łowach w Rossmannie jestem bogatsza o 12 kosmetyków (co za tym idzie biedniejsza o parę złotych... Cóż... pieniądze szczęścia nie dają! ). W każdym razie podzielę moje zakupy na 2 grupy: pielęgnacja i kolorówka.




1. Pielęgnacja

  • Nivea aqua effect - Odświeżające chusteczki oczyszczające 
    Mam wersję dla cery normalnej i mieszanej. Cena to 12,50zł za 25 chusteczek - czyli opakowanie na około miesiąc. Nie należy spodziewać się cudów po zwykłych chusteczkach do demakijażu, ja używać ich będę jedynie do usuwania makijażu twarzy, nie wiem czy poradziłyby sobie z tuszem i eye linerem w stopniu, który by mnie zadowalał. Producent niby obiecuje, że chusteczki świetnie usuwają nawet wodoodporny makijaż -jedną chusteczkę już użyłam. Przy usuwaniu podkładu sprawdziła się świetnie natomiast przecieranie taką chusteczką delikatnej skóry wokół oczu nie należało do najprzyjemniejszych. Więcej będę mogła powiedzieć, kiedy lepiej je przetestuje.

Nie znam się na składach, natomiast myślę, że na plus zaliczymy, że na pierwszym miejscu (czyli jest jej najwięcej) znajduje się woda. Na minus jednak zawartość Methylparabenu. Nie jest to na pewno produkt naturalny, ale myślę, że jest do zniesienia. 


  • tołpa dermo face sebio - mikrozłuszczający żel, peelingujący do mycia twarzy
    Po pierwszym użyciu mogę powiedzieć jedynie tyle, że jest bardzo drobny, nie spodoba się tym, którzy lubią mocne, ostre peelingi. Przeznaczony raczej dla osób o cerze wrażliwej i delikatnej. Kupiłam go, ponieważ bardzo lubię i cenię tołpę, więc pomyślałam, że warto przetestować ten żel. Cena: 20 zł za 150 ml.


Ważne żeby rozumieć się ze swoimi kosmetykami :) 


Skład (tak jak w przypadku chusteczek) przeciętny-zawsze można się do czegoś przyczepić, ale najważniejsze jest jak będzie działał.


  • Wella Pro Series - Maska do włosów
    Kupiłam ze względu na dobrą opinie, którą usłyszałam na youtube u naszych polskich vlogerek :) Na opakowaniu jest napisane, żeby trzymać maskę 1 minutę. Ja będę ją trzymać troszkę dłużej, żeby dać jej szansę działać. Cena - 16 zł za 200 ml


Skład - myślę, że w tym przypadku można powiedzieć, że skład jest zły... Nazwa "alcohol" pojawia się niepokojąco dużo razy. Zapach też jakby trochę chemiczny. Zobaczymy jak to będzie oddziaływało na moje włosy, w razie czego zawsze mogę ja odstawić.


  • Eveline Cosmetics slim extreme 3D - peeling antycellulitowyNie mam cellulitu - chodzi mi jedynie o to, aby porządnie złuszczyć martwy naskórek w końcu to jest główną rolą peelingu. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że ma ładny zapach. Cena 10 zł za 250 ml 


Skład - jest to kosmetyk, który i tak spłukujemy z naszej skóry, więc nie mam pod tym względem dużych wymagań jeśli chodzi o peeling.


  • Dove Purely pampering - żel pod prysznic z formułą nutrium moisture 
    Miałam wcześniej żele z tej serii, to moje trzecie opakowanie-to chyba mówi samo za siebie- uwielbiam te żele. Chociaż żel to raczej złe określenie dla tego kosmetyku - przypomina raczej mleczko. Zapach-idealny dla mnie- uwielbiam wszystko co ma kokosowy smak lub zapach :) Jest delikatnie nawilżający. Dla mnie idealny-kwestia znalezienia zapachu dla siebie, a nie jest to trudne przy tak szerokiej gamie zapachów jaką oferuje Dove w swoich żelach pod prysznic. Cena: 10 zł za 500ml (jest to cena promocyjna)


Skład: alkohol jest, ale prawie na samym końcu składu. Zazwyczaj kosmetykach, które cenimy za dobre nawilżanie możemy zauważyć parafinę (dobrze nawilża, ale nie jest to dobry składnik dla naszej skóry na dłuższą metę) tutaj jej nie ma! :) i za to ogromny plus.


  • Nivea - Odżywczy balsam do ciała pod prysznic 
    Kupiłam skuszona pozytywnymi recenzjami na youtube. Skusiło mnie też to, że jest to łatwy i szybki sposób nawilżania. Zobaczymy jak sprawdzi się na mojej skórze. Cena: 12 zł za 250 ml. Dostępne jest też duże opakowanie 500 ml i kosztuje ok. 22 zł.

Skład:


  • Ocean Friend - Musująca kula do kąpieli 
    Kupiłam ze względu na to, że nigdy nie testowałam kul do kąpieli tej marki, poza tym idzie zima, wcześnie robi się ciemno i zimno, a lubię w jesienne i zimowe wieczory odprężyć się w wannie - mam nadzieję, że to pachnące maleństwo mi w tym pomoże. Cena: 4 zł za 100 g (oczywiście jedna kula=jedna kąpiel)


Skład: 



2. Kosmetyki kolorowe:

  • Wibo Lovely - lakier do paznokci z drobinkami, brokatem. 
    Lakier jest w kolorze fioletu, ale drobinki mienią się w wielu innych kolorach. Kupiłam, bo lubię mieć coś ciekawego na paznokciach :) Poza tym cenię lakiery z Wibo za to, że tak długo utrzymują się na paznokciach, a ich ceny są naprawdę niskie. Cena: 6 zł za 8 ml. (nie podam numerku, ani nazwy koloru, bo te brokatowe lakiery ich nie posiadają).


A z bliska drobinki wyglądają tak:


  • Emalia do paznokci - Rimmel - Brit Manicure - Emalia do paznokci
    Szukałam dobrego top coat'u i muszę przyznać nie łatwo było taki znaleźć... A kiedy trafiłam już na ten to zachęcił mnie tym, że w składzie posiada lycre. Wbutelce zdaje się być w kolorze mlecznym, a po nałożeniu cienkiej warstwy jest zupełnie przeźroczysty. Jego numer to 433 ivory tower. Cena: 19 zł za 12 ml

  • Miss Sporty - Kredka do oczu  
    Posiadam niebieski eye liner do oczu, a brakowało mi jeszcze kredki. Kredka zdaje się być miekka. Myślę, że przyda się na ten sezon, szczególnie, że jest w jednym z najmodniejszych kolorów tego sezonu. Niebieski kolor świetnie podbija piwne, a także zielone tęczówki. Kolor 016-Ocean. Cena: 9 zł 





  • Miss Sporty Hollywood - błyszczyk do ust 
    Lubię błyszczyki Miss Sporty z tej serii, nie utrzymują się bardzo długo, ale nie wysuszają ust, a przede wszystkim mają szeroką gamę kolorystyczną i są w bardzo przystępnej cenie. Tym razem zdecydowałam się na intensywną czerwień (250 Rodeo Drive). Cena: 11 zł za 8,5 ml

Żałuję jedynie, że w błyszczyku znajdują się błyszczące drobinki. Wolałabym, aby ich nie było, a błyszczyk pozostawiał jedynie efektzw "mokrych ust".


Za to aplikator jest całkiem w porządku, łatwo równomiernie nałożyć nim błyszczyk na usta.


  • Rimmel BB Cream - Lekki krem BB
    Zdecydowałam się ponieważ dostałam kiedyś mini buteleczki tego produktu, testery sprawdziły się idealnie. Krem był lekki, nie zapychał, delikatnie wyrównywał koloryt cery i ma SPF 25. Świetnie sprawdzał się na dzień. Będąc na zakupach trafiłam na promocje i kupiłam produkt pełnowymiarowy. Cena: 15 zł za 30 ml (cena regularna to ok. 20 zł) 


Szkoda, że jest tak mały wybór kolorów, ale za to krem dopasowuje się do koloru cery. Bardzo trudno zrobić nim efekt maski.