Moja walka z trądzikiem

Dla wielu kobiet podstawą piękna jest idealnie gładka, nawilżona cera. Uwielbiam efekt porcelanowej skóry chociaż sama bardzo rzadko udaje mi się go uzyskać. Niestety, ale idealną cerą nie mogę się pochwalić. Chociaż przyznam szczerze, że systematyczność i upór w dążeniu do celu już przyniosły jakieś skutki. Przedstawię Wam mój sposób na walkę z niedoskonałościami cery. Dodam, że wszelkie preparaty, które pokazuje w tym poście zostały dobrane przez panią dermatolog po tym jak przyjrzała się mojemu problemowi. Z góry ostrzegam, że będzie to dość długi post, ponieważ zaskórniki, niedoskonałości to temat rzeka...
Na początku przedstawię mój problem: moja cera, skóra (bo problem pojawiał się nie tylko na twarzy) jest bardzo problematyczna, a mianowicie posiadałam wiele zaskórników zamkniętych, szczególnie po bokach twarzy - było ich mnóstwo. Zaskórniki zamknięte to takie wągry, tylko nie te czarne kropeczki, których posiadamy często bardzo dużo na nosie (te nazywamy zaskórnikami otwartymi) zamknięte natomiast to te nierówności, grudki na cerze, małe, białe przypominające "kaszkę" jak mówiła moja pani doktor. Drugim problemem są po prostu wypryski, często podskórne, bolące "wulkany" nie posiadające białego czubka, a jedynie wyglądające jak zaczerwieniona nierówność pod skóra i jak wspominałam są bolącym problemem. Bywają też często drobniejsze wypryski przy których pojawia się biały czubek czyli zwyczajny "pryszcz". 
Nie obcy jest Ci któryś z powyższych problemów? Czytaj dalej. Może znajdziesz coś dla siebie. Nie obiecuję, że każdemu pomoże to co mi, ale może warto spróbować? 

Więc zacznijmy od zaskórników zamkniętych. Może nie widać ich przy słabszym świetle, ale w dziennym oświetleniu te nierówności są widoczne. Nie da się ich przykryć podkładem i masą tapety, to bez sensu. Próżne starania. Chodzi o to, że nie są czerwone, duże, więc pod tym względem nie rzucają się w oczy. Zwracają uwagę na siebie tym, że jest ich zazwyczaj po prostu dużo przez co robią nam na twarzy wspomniany wyżej efekt "kaszki". Nie wygląda to fajnie. U mnie problem ten był widoczny bardzo po bokach twarzy, pomiędzy kością policzkową a żuchwą. Jeżeli ktoś z Was też ma problemy w tym miejscu to najprawdopodobniej jest to wina długiego rozmawiania przez telefon - tak, przez telefon... ja sama zauważyłam dużą zmianę kiedy zamiast godzinami trzymać telefon przy twarzy po prostu chodziłam ze słuchawkami. Skóra pod telefonem po prostu się poci wytwarza więcej łoju, a to wszystko "zduszone" pod telefonem na którym roi się od bakterii (przypomnij sobie ile osób miało ten telefon w rękach, albo czy sam(a) zawsze używasz go czystymi rękami). Jeśli nie telefon jest problemem to chyba każdy sam wie najlepiej czym dotyka swojej twarzy i w jaki sposób dopuszcza do niej bakterie. Osobom posiadającym problemy z cerą polecam także o wiele częstsze zmienianie pościeli, w końcu ona też dotyka naszej twarzy. Ale wracając do mojego przypadku: oprócz "kaszki" po bokach twarzy miałam ją także na czole choć już nie tak wiele jak przy policzkach. Co mi pomogło? 

Skinoren żel


Oto mój już prawie wykończony żel. Jest w kolorze białym i jak dla mnie pachnie trochę jakby zsiadłym mlekiem :P może to tylko moje wrażenie. I minusów tego produktu jest wiele, szczerze przyznam, że o wiele więcej niż plusów... ale ma jeden plus przez który wybaczamy mu całą masę wad - DZIAŁA! Otóż żel należy wklepać, podkreślam wklepać - wtedy efekt jest najlepszy - po oczyszczeniu twarzy w miejsca gdzie występuje dany problem. Zacznę od jego wad: po pierwsze troszkę przeszkadzał mi na początku jego zapach, ale kiedy wyschnie na skórze już go nie czuć. Drugim minusem jest to, że po zaaplikowania tego produktu swędzi w tym miejscu - ale jest to do wytrzymania, łapki z dala, nie drapać, bo będzie jeszcze gorzej, warto wytrzymać tę chwilę, później nie czuje się już żadnych skutków ubocznych. Jeżeli nałożymy na sporą część twarzy może ewentualnie ściągnąć nam skórę - na początku traktowałam to jak wadę, ale teraz zauważyłam, że tym kosztem działa jak serum wyrównujące strukturę skóry :) po prostu wygładza te grudki. Kolejnym minusem jest to, że bardzo wysusza, ale to już jest cecha wspólna wszelkich maści, żeli na problemy skórne. Nic strasznego, wystarczy zadbać o dobry krem, odpowiednio nawilżać i będzie ok. Kierujmy się taką zasadą - jest źle z naszą cerą to atakujemy, walczymy, a kiedy już jej stan się poprawia zajmujemy się intensywnym nawilżaniem, regeneracją. Ja stosowałam ten żel rano i wieczorem. Wieczorem wklepałam i nie obchodziło mnie jak prezentuje się na buzi, ale kiedy nakładałam go rano nastawiałam się na to, że będę musiała nałożyć na niego makijaż, więc nakładałam stanowczo cieńszą warstwę i dbałam o odpowiednie wklepanie produktu bo jeśli był źle rozprowadzony to po wyschnięciu robiły się białe smugi na twarzy. Dlatego warto go zaaplikować na dużo wcześniej przed zrobieniem makijażu, aby nie było wtopy. Pomimo tego, że żelowi temu można zarzucić wiele to pamiętajmy, że najważniejszą rolą tego kosmetyku jest usuwać zaskórniki, a z tym radzi sobie doskonale. Mi on odpowiada i jako osoba, która ma tego żelu już kolejną tubkę mogę zagwarantować, że wszelkie swędzenie, suchość skóry, zapach - jest do przeżycia lub wyeliminowania, a warto przez chwile wytrzymać, aby cieszyć się gładszą skórą. Oczywiście nie da to żadnych efektów bez systematyczności. Maść rano i wieczorem po dokładnym oczyszczeniu twarzy, ma to być rytuał jak mycie zębów, bez tego nie da rady nawet najskuteczniejsza maść. Cena to ok 50 zł. 


Drugi problem to te okropne bolące podskórniaki i te mniejsze wypryski. Szczerze powiem, że szukam wciąż sposobu jak zapobiegać. Mogę pomóc jedynie jak je wyeliminować. Zapobieganie jest troszkę trudniejsze niż samo leczenie - moim zdaniem oczywiście. Jeśli chodzi o zapobieganie to nie znam magicznego lekarstwa oprócz diety (ale o tym niżej), dokładnej higieny, dokładnego demakijażu i innych banałów, których każdy musi przestrzegać. A co zrobić jeśli taki "przyjaciel" już się pojawi na naszej cerze? Ja używam czegoś co jest na receptę - niestety...

Davercin


On już wygląda jak typowy żel. Przeźroczysty, gęsty, ale powiedzieć to trzeba - śmierdzi niemiłosiernie. Nakłada go się punktowo na "niespodziankę" (nigdy na większą część twarzy!) i taka odrobina, aby pokryć wyprysk wystarczy, aby swym alkoholowym, baaa czysto spirytusowym zapachem doprowadzić do łzawienia oczu. Jest na receptę, więc nic dziwnego, że jest tak mocny, ale przyznać trzeba w ciągu jednej nocy potrafi z wulkanu zrobić ledwie wypustkę. Coś za coś - zapach odrażający, ale jak działa, wysuszy każdego niechcianego gościa na naszej cerze. Mogę jedynie powiedzieć, że jeśli komuś dermatolog przepisał ten wyżerający żel to ja polecam, choć ostrzegam przed jego zapachem - dosłownie doprowadza do łez. Jego cena to ok. 25 zł. Niewiele, bo maści starcza na długo ze względu na to, że należy ją stosować punktowo. 


Co poza tym?

Ja od siebie, ze swojego doświadczenia mogę dać kilka rad co możemy zrobić oprócz tego, że będziemy atakować od zewnątrz. Wspomnę jeszcze, że oprócz dwóch powyższych żeli pani dermatolog przepisała mi jeszcze "przecierkę" do twarzy. Nie jest to tonik, jest to lek robiony w aptece na zamówienie, w moim wypadku na receptę. Kolejny oparty na alkoholu, ten także śmierdział alkoholem... Przecierałam nim miejsca problematyczne. Podejrzewam, że jego główną rolą było dezynfekowanie tych stref mojej cery i nieumożliwianie bakteriom rozwijania się na mojej buzi. Moja twarz od nadmiaru wysuszających leków była szorstka i niemiła w dotyku, a z drugiej strony sebum wytwarzało się w ogromnych ilościach, więc ciągle moja twarz się błyszczała. Polecam mieć przy sobie bibułki matujące. Są wybawieniem przy kuracji antytrądzikowej. 
Mogę jeszcze dodać od siebie, że wiele zawdzięczam diecie. Chociaż nie ma dokładnych badań o wpływie tego co jemy na naszą skórę, to ja o sobie mogę powiedzieć, że po zjedzeniu czekolady występuje u mnie pogorszenie stanu cery. Kiedy intensywnie praktykowałam moją kurację zupełnie wyeliminowałam słodycze i pikantne potrawy. Jestem dumna z siebie i do tej pory nie wiem jak udało mi się zrezygnować zupełnie z ciastek i napojów słodzonych. Po prostu zabroniłam domownikom kupowania słodkości. Nie ma = nie jem. I to jest fakt i to się sprawdza. Wtedy właśnie oduczyłam się słodzić herbatę, a napoje gazowane typu cola zastąpiłam wodą. Moja cera swoim wyglądem bardzo mi za to dziękowała. Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej o wpływie żywienia na skórę to odsyłam to tego filmiku jeśli ktoś jeszcze go nie widział: kliknij tutaj
Dodać mogę jeszcze tyle, żeby się nie załamywać. Wypryski raz są, raz ich nie ma. Bywają dni złe jak i dobre dla naszej cery a to normalne szczególnie dla kobiet - w końcu mamy okresy w ciągu miesiąca kiedy nasze hormony są bardziej aktywne, one są w znacznym stopniu odpowiedzialne za to co mamy na buzi.

Ja tę mocną, intensywną kurację zakończyłam. Chociaż wciąż używam skinorenu i czasem davercinu, to przede wszystkim skupiam się na nawilżaniu i reperowaniu teraz mojej cery. I w najbliższym czasie udam się do pani doktor po nową kurację, tym razem pewnie lżejszą, dopasowaną do moich obecnych problemów. Może ona poleci mi coś fajnego dla zapobiegania wypryskom. A Wy? Może ktoś z Was ma jakiś sposób? Napiszcie jaki macie problem i jak sobie z nim radzicie :).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz to dla mnie motywacja do dalszej pracy :)

Buziaki ;*